Cóż.. w Serbii nigdy nie byłem, tak więc myślałem o tym kraju dość stereotypowo. I po części ten obraz potwierdził się w moich oczach- dziurawe drogi (jeśli Polak tak mówi, to coś w tym jest ;) ), zapadłe wiochy niczym z ubiegłego stulecia i bieda.. A co ze stolicą? Byłem tam przejazdem, wiec widziałem tylko malutki jej procent. Jedyne co mnie w niej zachwyciło to bardzo duża, prawdopodobnie największa w Serbii hala widowiskowo-sportowa, w której odbywają się największe koncerty, czy też mecze siatkówki tudzież koszykówki. Chwilę później, po drugiej stronie drogi zaczęła się "odkrywać" najbiedniejsza dzielnica miasta. Tak, tak, pierwszy raz w życiu widziałem slamsy. Nie pomyślałbym że są one w jakimkolwiek europejskim kraju. Rozumiem- Rio, Meksyk, ale żeby w Serbii? Kolejny ponury widok to budynki zniszczone podczas wojny w latach 90. Niektóre nie ruszone od tego czasu straszą swoim widokiem. Wyjazd z miasta przez dzielnicę domków jednorodzinnych- totalnie chaotycznie zbudowanych, podobno ich mieszkańcy nie wiedzą nawet co to jest adres ;) Aż dziwne, że zamiast do domu sąsiada wiedzą, że wchodzą do swojego.
Dzień chylił się ku zachodowi. Drzemka w autokarze, i rano byliśmy już w Helladzie.